Temat walki, a więc i walki bronią pociąga kulturę masową od zawsze. Niestety jednak, przeciętny cywilizowany człowiek nie ma z nią za wiele wspólnego. Może brał udział w bójce? Może został napadnięty? Może kiedyś uczęszczał na zajęcia ze sztuk lub sportów walki? Może. Nie są to jednak okazje do tego, by nabrać wprawy. A do wszystkiego wprawy potrzeba. Wspominając więc takie jaskrawe wydarzenie lub etap, wiele osób ma skłonność do koloryzowania – dodawania takich elementów, które sami uznają za ciekawsze. Ten sam mechanizm działa w kulturze masowej. Mało kto ma ochotę oglądać ordynarne mordobicie, prawda? Stąd sceny walki, w filmach, książkach zwykle są płynne, pełne długich sekwencji, ładnych, krągłych ruchów. Rzadko widać tę płynność na nagraniach z kamer przemysłowych (stanowiących często materiał dowodowy) czy nawet na przyjacielskich sparingach…
Przyznam się szczerze, że ogromny element kultury masowej umyka mi od lat – gry.
Od lat w nic nie grałem. Nawet nie dlatego, że nie chciałem, po prostu granie nie było wysoko na mojej liście priorytetów. Kiedy już się decydowałem okazywało się, że mój komputer nie spełnia wciąż rosnących wymagań coraz bardziej skomplikowanych arcydziełek, którymi obecnie stają się gry (czy to komputerowe, czy na konsole).
Aż do niedawna, gdy dzięki czyjejś uprzejmości miałem okazję pograć trochę w jedną z tych kilku gier, w które zagrać chciałem „zawsze”. Piszę tu o „Wiedźminie” – pierwszej części, wydanej 13 lat temu. Aż się przeraziłem, że tyle czasu minęło… Oczywiście, bardzo ciekawiła mnie mechanika walki, która narzucona zostanie Geraltowi. W grze występuje 6 „stylów” walki, 3 na każdy z dwóch typów mieczy. „Silny”, „Szybki” i „Grupowy”. Nie planuję się tu rozwodzić o samych ruchach, bo miecz to nie moja bajka (potwory tym bardziej). Sam podział na style uświadomił mi, że przecież większość z osób, które znam, a które sparują, również posiada swoiste „style” lub raczej „tryby” – zależne od zachowania przeciwnika.
Tak jak Geralt w grze był najbardziej skuteczny stosując styl „silny” wobec silnych przeciwników, „szybki” wobec tych bardziej zwinnych i grupowy, gdy zagrożeń było wiele, tak myślę, że wielu z nas układa sobie własne „tryby”, dostosowując pozycje i zagrania do mocnych stron adwersarza. Oceny można częściowo dokonać już po samym wyglądzie (posturze, sposobie chodu, stanie psychofizycznym czy bagażu) drugiej osoby, choć o wiele pełniejsza ma miejsce w pierwszych kilku ruchach. Widząc, na ile ktoś jest skłonny do wejścia w zasięg ataku, tj. w jakim stopniu jest ofensywny, każdy z nas dobiera pozycje, wedle potrzeb. Podobnie ma się sprawa doboru stosowanych „technik” czyli po prostu sposobów ataku. Budujemy taktykę walki.
Pokusić by się można nawet o pogrupowanie takich zagrań, choćby tylko na własny użytek. Tak rozpisany dobór ruchów może przybrać postać schematu, obrazującego dla każdej broni poszczególne tryby, dla przykładu: defensywny lub ofensywny lub bardziej szczegółowo – defensywny zdecydowany, defensywny zachowawczy, ofensywny silny, ofensywny zachowawczy etc. Gdzie pod każdym z tych trybów wypisane będą najczęściej stosowane w nim zagrania z naszego osobistego arsenału.
Takie usystematyzowanie pozwoli na zwiększenie własnej świadomości, a więc i kontroli ruchu, Zmniejszy chaotyczność, uniezależni nieco od instynktownych reakcji. Dodatkowym atutem nazwania, choćby roboczego, poszczególnych zagrań jest możliwość wyizolowania ich i dopracowywania – co stanowi świetną bazę do treningu w domu. Tym razem już nie przed komputerem!
Ważne jednak, by nie popaść w skrajności, jak we wschodniej bajce, którą opowiedział mi mój Trener. O Żabie i Stonodze, w której to Żaba, zapytała Stonogę o kolejność w jakiej ta stawia nogi, przez co po dziś dzień biedna Stonoga leży na grzbiecie, próbując sobie na nowo uświadomić w jaki sposób dotychczas się przemieszczała…
Artur 15.04.2019